czwartek, 18 listopada 2010

Jakże ja wczoraj jęczałam... Że niewyspana, że to poranne wstawanie mnie dobija, że dzień ponury. Bo zaczęło się w nocy fatalnie, snem, po którym się obudziłam, co mnie poniekąd uratowało, ale po kolei. Zaczęło się od tego, że R kazał mi wstać, pomimo że byłam jeszcze w piżamie, kazał wsiąść do białej furgonetki, gdzieś mnie wiózł, wiózł, gdzieś się zatrzymał, dał mi białą koszulę, ołówkową spódnicę, szpilki, kazał się ubrać, a potem wręczył mi książkę telefoniczną ze słowami: "A teraz idź i to sprzedaj!". Oczywiście, Freud miałby używanie, ja sama nie wiem, skąd ten wątek "obwoźny" w moim śnie, nie mam pojęcia, nigdy nie parałam się akwizycją...
 
Nic dziwnego, że się obudziłam, zlana potem, zerkam na telefon w roli budzika, patrzę, a telefon... wyczerpany. Całe szczęście, że ta pobudka nieoczekiwana, bo kto by nas rano obudził??? Ale i tak się wściekłam zaraz, bo mój iTelefonik, Słońce Karpat, gdyby nie padł kilka dni temu i nie odpoczywał w serwisie, nigdy by się tak nie zachował, a nie jak ten rzęch, z dna szuflady wyciągnięty, na scotcha zalepiony!
 
Wieczorem - również emocje, w realu, choć i te związane z funkcjonowaniem w sieci. Zebranie w szkole. Przed wyjściem zadaję pytanie retoryczne Młodym o ilość jedynek, bym znowu głupa z siebie nie zrobiła. Młoda: "A ja tam wiem... Nie liczę!". Młody taktycznie milczy. No nic, i tak dostanę wyciągi z ocen.  Oceny w porzo, zwłaszcza u Młodego. Ale zauważalny spadek formy u Młodej. Cóż, serce matki wie, o co chodzi. Dziewczę się zakochało.... 
 
Natomiast u obojga nauczyciele grzmią o zakazie używania gier elektronicznych oraz komórek w czasie godzin lekcyjnych. I o zagrożeniach płynących z funkcjonowania na portalach społecznościowych. Ha, wiem, o co chodzi,  jeszcze niedawno rozmawiałam o tym z Młodą, gdy zauważyłam kiedyś, jaką to formację "Lubi!", że myśli, że nikt tego nie zauważy, ale nauczyciele owszem, prędzej czy później. Ha, jeszcze nie wiem, że burzę tę wywołała między innymi i moja Młoda... Niewinnym [wydawałoby się!] w sumie pytaniem wywołała żywą dyskusję na temat pewnej dziewczynki w sąsiedniej klasie. Opinie koleżanek tej dziewczynki - które nie przebierały niestety w słowach - spotkały się z ostrą reakcją ojca owej dziewczynki i zgłoszeniem tego szkole. Myślę, że słusznie. Bycie nastolatką to trudny i ciężki okres dla każdej dziewczynki, tu wystarczy jedno głupie słowo, a może kogoś urazić, a nawet zniszczyć psychicznie. Dobrze, że Młoda przeszła przez podobną rozmowę jak ze mną również z wychowawczynią. Że wie, że nawet jeśli nauczyciel nie zwróci uwagi na jej zachowanie czy komentarze w sieci, zawsze zrobi to ktoś inny. Że w sieci nie jest się do końca anonimowym czy bezkarnym. A słowa mogą mocno ranić.






9 komentarzy:

  1. Anullo, jednoczę się z Tobą w bólu z racji niewyspania. Moim powodem jest - jak wiesz - pinczer zza ściany, który nie chce zmienić nawyków i potrafi obudzić jazgotem ze dwa razy po tym, jak już usnę. Później mam sny na takim poziomie abstrakcji, że S. Dali ze swoimi obrazami to pikuś.
    Z dziećmi jak jest to ja wiem tylko z własnych przeżyć z owego wieku nastoletniego. Przypominam sobie, że byłam wulkanem emocji, wszystko przeżywałam w dwójnasób, ale z racji wrodzonej nieśmiałości dusiłam i dusiłam w sobie. Czego teraz muszę się oduczać i jest ciężko. I nie umiałam nie powiedzieć ile dwój dostałam :)
    Co do sieci - haha - ja nawet na moim niby anonimowym blogu nie jestem anonimowa. Coś Ci podeślę na maila to się uśmiejesz - bo to w temacie, dla odprężenia. No i już się nie denerwuj na telefona ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuro Kochana,

    ja też nie byłam wylewna w stosunku do rodziców, ech, długo by pisać... Dlatego też staram się nie naciskać lub też innymi kanałami zdobyć informacje: w tym celu upijam nieraz matki-koleżanki z klasy Młodej ;D

    Ach, dziękuję serdecznie za maila, ubawiłam się i spłoniłam też na koniec. Co ja mogę rzec? I vice versa, i vice versa! :D

    Martwi mi jednak sprawa tego pinczerka-oprawcy....

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Droga A:))
    Myślę sobie,że okres dojrzewania jest trudny dla wszystkich, dla dzieci i ich rodziców, a także dla innych mających częsty kontakt z takim nastolatkiem.To jest jak zabawa z ogniem, wystarczy jeden nieuwazny gest i można wiele popsuć.
    Kochana wszystko przed nami. Buźka:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja podpatruję trochę w sieci życie mojej nastoletniej chrześniaczki i - chcąc nie chcąc - jej kolegów, na różnych społecznościowych portalach. Niestety, do dzieci zupełnie nie dociera zasada działania internetu - że słowo raz w nim zapisane będzie żyć wiecznie i że mogą swoim brakiem wyobraźni, niefrasobliwością czy źle pojętym poczuciem humoru komuś zrobić dużą krzywdę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja droga B.,
    zgadzam się, potrzeba nam cierpliwości i rozmów, rozmów... Myślę, że warto rozmawiać. Tłumaczyć, tłumaczyć... Może coś zapadnie w pamięci?

    Buźka!
    PS. Może zacznę spisywać "Z pamiętnika matki nastolatki"? Przyda się Tobie i całej populacji matek nastolatek ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Lotnico,
    widzę, że masz podobne odczucia jak ja. Cóż, ja jestem na początku drogi, ale mam nadzieję, że jakoś trafię do mojej córki i słowa moje nie padną w próżnię....

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja się cieszę, że szkoły wszelakie już mnie nie dotyczą. Teraz sobie to czytam jak bajeczki- horroreczki na dobry sen. Ufff...i tak patrze i widzę, że całkiem fajną robotę wykonałam:) Czego reszcie matek serdecznie życzę:)
    A sen? Mara...

    OdpowiedzUsuń
  8. anullo, niech moc bedzie z Toba...Czas pedzi do przodu, wiec kiedys z tego "wyrosniesz" ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Beatto,

    i tej myśli się trzymam, bo wiem, że kryzysy mijają, dzieci wyrastają, a ja... A ja może wreszcie złagodnieję na stare lata???

    OdpowiedzUsuń