Jakże ja wczoraj jęczałam... Że niewyspana, że to poranne wstawanie mnie dobija, że dzień ponury. Bo zaczęło się w nocy fatalnie, snem, po którym się obudziłam, co mnie poniekąd uratowało, ale po kolei. Zaczęło się od tego, że R kazał mi wstać, pomimo że byłam jeszcze w piżamie, kazał wsiąść do białej furgonetki, gdzieś mnie wiózł, wiózł, gdzieś się zatrzymał, dał mi białą koszulę, ołówkową spódnicę, szpilki, kazał się ubrać, a potem wręczył mi książkę telefoniczną ze słowami: "A teraz idź i to sprzedaj!". Oczywiście, Freud miałby używanie, ja sama nie wiem, skąd ten wątek "obwoźny" w moim śnie, nie mam pojęcia, nigdy nie parałam się akwizycją...
Nic dziwnego, że się obudziłam, zlana potem, zerkam na telefon w roli budzika, patrzę, a telefon... wyczerpany. Całe szczęście, że ta pobudka nieoczekiwana, bo kto by nas rano obudził??? Ale i tak się wściekłam zaraz, bo mój iTelefonik, Słońce Karpat, gdyby nie padł kilka dni temu i nie odpoczywał w serwisie, nigdy by się tak nie zachował, a nie jak ten rzęch, z dna szuflady wyciągnięty, na scotcha zalepiony!
Wieczorem - również emocje, w realu, choć i te związane z funkcjonowaniem w sieci. Zebranie w szkole. Przed wyjściem zadaję pytanie retoryczne Młodym o ilość jedynek, bym znowu głupa z siebie nie zrobiła. Młoda: "A ja tam wiem... Nie liczę!". Młody taktycznie milczy. No nic, i tak dostanę wyciągi z ocen. Oceny w porzo, zwłaszcza u Młodego. Ale zauważalny spadek formy u Młodej. Cóż, serce matki wie, o co chodzi. Dziewczę się zakochało....
Natomiast u obojga nauczyciele grzmią o zakazie używania gier elektronicznych oraz komórek w czasie godzin lekcyjnych. I o zagrożeniach płynących z funkcjonowania na portalach społecznościowych. Ha, wiem, o co chodzi, jeszcze niedawno rozmawiałam o tym z Młodą, gdy zauważyłam kiedyś, jaką to formację "Lubi!", że myśli, że nikt tego nie zauważy, ale nauczyciele owszem, prędzej czy później. Ha, jeszcze nie wiem, że burzę tę wywołała między innymi i moja Młoda... Niewinnym [wydawałoby się!] w sumie pytaniem wywołała żywą dyskusję na temat pewnej dziewczynki w sąsiedniej klasie. Opinie koleżanek tej dziewczynki - które nie przebierały niestety w słowach - spotkały się z ostrą reakcją ojca owej dziewczynki i zgłoszeniem tego szkole. Myślę, że słusznie. Bycie nastolatką to trudny i ciężki okres dla każdej dziewczynki, tu wystarczy jedno głupie słowo, a może kogoś urazić, a nawet zniszczyć psychicznie. Dobrze, że Młoda przeszła przez podobną rozmowę jak ze mną również z wychowawczynią. Że wie, że nawet jeśli nauczyciel nie zwróci uwagi na jej zachowanie czy komentarze w sieci, zawsze zrobi to ktoś inny. Że w sieci nie jest się do końca anonimowym czy bezkarnym. A słowa mogą mocno ranić.
Anullo, jednoczę się z Tobą w bólu z racji niewyspania. Moim powodem jest - jak wiesz - pinczer zza ściany, który nie chce zmienić nawyków i potrafi obudzić jazgotem ze dwa razy po tym, jak już usnę. Później mam sny na takim poziomie abstrakcji, że S. Dali ze swoimi obrazami to pikuś.
OdpowiedzUsuńZ dziećmi jak jest to ja wiem tylko z własnych przeżyć z owego wieku nastoletniego. Przypominam sobie, że byłam wulkanem emocji, wszystko przeżywałam w dwójnasób, ale z racji wrodzonej nieśmiałości dusiłam i dusiłam w sobie. Czego teraz muszę się oduczać i jest ciężko. I nie umiałam nie powiedzieć ile dwój dostałam :)
Co do sieci - haha - ja nawet na moim niby anonimowym blogu nie jestem anonimowa. Coś Ci podeślę na maila to się uśmiejesz - bo to w temacie, dla odprężenia. No i już się nie denerwuj na telefona ;)
Kuro Kochana,
OdpowiedzUsuńja też nie byłam wylewna w stosunku do rodziców, ech, długo by pisać... Dlatego też staram się nie naciskać lub też innymi kanałami zdobyć informacje: w tym celu upijam nieraz matki-koleżanki z klasy Młodej ;D
Ach, dziękuję serdecznie za maila, ubawiłam się i spłoniłam też na koniec. Co ja mogę rzec? I vice versa, i vice versa! :D
Martwi mi jednak sprawa tego pinczerka-oprawcy....
Moja Droga A:))
OdpowiedzUsuńMyślę sobie,że okres dojrzewania jest trudny dla wszystkich, dla dzieci i ich rodziców, a także dla innych mających częsty kontakt z takim nastolatkiem.To jest jak zabawa z ogniem, wystarczy jeden nieuwazny gest i można wiele popsuć.
Kochana wszystko przed nami. Buźka:))
Ja podpatruję trochę w sieci życie mojej nastoletniej chrześniaczki i - chcąc nie chcąc - jej kolegów, na różnych społecznościowych portalach. Niestety, do dzieci zupełnie nie dociera zasada działania internetu - że słowo raz w nim zapisane będzie żyć wiecznie i że mogą swoim brakiem wyobraźni, niefrasobliwością czy źle pojętym poczuciem humoru komuś zrobić dużą krzywdę.
OdpowiedzUsuńMoja droga B.,
OdpowiedzUsuńzgadzam się, potrzeba nam cierpliwości i rozmów, rozmów... Myślę, że warto rozmawiać. Tłumaczyć, tłumaczyć... Może coś zapadnie w pamięci?
Buźka!
PS. Może zacznę spisywać "Z pamiętnika matki nastolatki"? Przyda się Tobie i całej populacji matek nastolatek ;D
Lotnico,
OdpowiedzUsuńwidzę, że masz podobne odczucia jak ja. Cóż, ja jestem na początku drogi, ale mam nadzieję, że jakoś trafię do mojej córki i słowa moje nie padną w próżnię....
Jak ja się cieszę, że szkoły wszelakie już mnie nie dotyczą. Teraz sobie to czytam jak bajeczki- horroreczki na dobry sen. Ufff...i tak patrze i widzę, że całkiem fajną robotę wykonałam:) Czego reszcie matek serdecznie życzę:)
OdpowiedzUsuńA sen? Mara...
anullo, niech moc bedzie z Toba...Czas pedzi do przodu, wiec kiedys z tego "wyrosniesz" ;)
OdpowiedzUsuńBeatto,
OdpowiedzUsuńi tej myśli się trzymam, bo wiem, że kryzysy mijają, dzieci wyrastają, a ja... A ja może wreszcie złagodnieję na stare lata???