Wszystko powoli się układa. Powoli, czasem wesoło, czasem nerwowo, czasem smutno. Czasem z niechęcią, którą Młodzi pałają do obowiązków szkolnych czy porządków. Czasem na wesoło, gdy ciepły weekend września udaje się spędzić u znajomych na tarasie. Czasem nawet na chwilkę, gdy nieoczekiwanie Moja Droga B. wpada na szybkie zakupy w WielkimMieście. Lub gdy ja udaję się do RodzinnegoMiasta, gdzie nieoczekiwanie spędzam wspaniały czas w lesie, w polu poza miastem, piknikowo [czekał kosz z drugim śniadaniem, z herbatą, z deserem!], wypatrując grzybów, a nad nami krążą Migi.... [dziękuję, Justyno G.! :D]
Obydwaj chłopcy jakoś układają wspólne życie w jednym pokoju, choć pogodzenie dwóch żywiołów [wiekowych i osobowościowych] bywa trudne. Teraz już wspólnie trzeba sprzątać zabawki, pogodzić czas na naukę Średniego z czasem zabaw Młodego. Myślę, że remont to pewien symbol, wyznaczenia na nowo naszych granic: Najmłodszy opuszcza wreszcie naszą sypialnię [niestety, gdy wreszcie możemy non stop spać przy otwartym oknie, zaczynają się przepychanki....], z salonu znika wreszcie jego domowe biureczko, książeczki, samochodziki, pudełka i pudełeczka. Przestrzenie przeznaczone dla nas wreszcie stają się naszymi. Nooooo, teoretycznie... Nadal piżamka po kąpieli powinna czekać w salonie, nadal w salonie lądują tory, nadal rozkładane są komóreczki i książeczki. Za nami pierwszy, udany eksperyment: cała trójca udaje się do kina, sama. To znaczy nie sama, sponsorujemy bilety i popcorn, odprowadzamy pod salę [wraz z moimi nerwowymi pytaniami: "Jasiu, nie chcesz teraz zrobić siusiu?" razy 300], a potem z R udajemy się spokojnie na kawkę.
To wreszcie układanie sobie życia pomiędzy Wschodem a Centrum. Trzy dni: ja dla dzieci i domu, dwa wieczory dla... mnie. Moczenie nóg, dłubanie w nosie, czytanie, gadanie, spanie przy otwartym oknie... Narodziła się też Nowa Tradycja: mogę wreszcie zapraszać do siebie koleżanki i przyjaciółki na kolację i na pogaduchy. Te ostatnie, wtorkowe dosyć frywolne, chyba zmuszą mnie do postawienia kolejnej granicy, namacalnej: drzwi pomiędzy salonem a resztą mieszkania.... ;D
A co się dzieje podczas naszych spotkań? Ooooo, to temat na następny wpis!
Oj fajniusio tam u Ciebie :) U mnie niby luzik w przestrzeni mieszkaniowej, ale co z tego jeśli moje przekochane psiapsióły tysiące kilometrów ode mnie!
OdpowiedzUsuńDzielę z kurą niedolę odosobnienia. Na szczęście są samoloty...
OdpowiedzUsuńMoja Droga A:)))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych wieczorów tylko dla siebie.
Dobrze,że nie mieszkamy daleko od siebie. Możemy się umówić , pogadać, poszaleć...To takie odświezjące, energetyzujące, bezwzględnie konieczne.
Buźka:))))
Układanki/przekładanki chyba najwyraźniej Ci służą ;-) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKuro Domowa, Beatto,
OdpowiedzUsuńból na pewno to duży, gdy nie można ot, tak wpaść na kawę czy wypaść na zakupy... Ale na szczęście technika nam się rozwinęła, i lotnictwo :D Szkoda tylko, że tyle tanich linii likwiduje trasy z Polski w świat.......
Moja droga B.,
OdpowiedzUsuńtak, te wieczory są potrzebne, każdej z nas. Nie mówiąc o naszych spotkaniach "face to face" :D
Zygzo,
OdpowiedzUsuńmyślę, że tak. To właśnie było mi potrzebne!
Ściskam serdecznie!
...Jakże cudne muszą być te dwa wieczory....zazdraszczam;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, w sumie nie masz daleko..... ;D
OdpowiedzUsuńAnullo, ja to jak już się zdesperuję to wsiadam w kolej, co to kiedyś ma być szybka (jak ją Hiszpanie zaprojektują) i się do Ciebie poturlam. Wsiądę do taksówki i powiem: wieź mnie pan do Anulli. :) hihi.
OdpowiedzUsuńAno, Kuro Kochana, się turlaj i doturlaj!!!!
OdpowiedzUsuńAle nie taksisem, najpierw przejedź się cooooltowym metrem! A potem się zobaczy ;D Potem możemy podziwiać okoliczną faunę i florę, tudzież oddać się innym rozrywkom :D
;) pozytywnie i dobrze :) powoli do przodu... cieszę się! Oby tak dalej... gratuluję tych granic... wyobrażam sobie jak bardzo są one ważne w domu z dziećmi...
OdpowiedzUsuńNo i czekam na opowieści z TYCH wieczorów :P
Mała Mi,
OdpowiedzUsuńtak, wyznaczanie granic jest potrzebne, ale "insza inszość", jak sobie z tym radzimy... A radzimy sobie różnie. Aaa, ta, ważne, że próbujemy!
Opowieści będą, będą wktótce!