piątek, 17 września 2010

układanki, przekładanki

Wszystko powoli się układa. Powoli, czasem wesoło, czasem nerwowo, czasem smutno. Czasem z niechęcią, którą Młodzi pałają do obowiązków szkolnych czy porządków. Czasem na wesoło, gdy ciepły weekend września udaje się spędzić u znajomych na tarasie. Czasem nawet na chwilkę, gdy nieoczekiwanie Moja Droga B. wpada na szybkie zakupy w WielkimMieście. Lub gdy ja udaję się do RodzinnegoMiasta, gdzie nieoczekiwanie spędzam wspaniały czas w lesie, w polu poza miastem,  piknikowo [czekał kosz z drugim śniadaniem, z herbatą, z deserem!], wypatrując grzybów, a nad nami krążą Migi.... [dziękuję, Justyno G.! :D]

Obydwaj chłopcy jakoś układają wspólne życie w jednym pokoju, choć pogodzenie dwóch żywiołów [wiekowych i osobowościowych] bywa trudne. Teraz już wspólnie trzeba sprzątać zabawki, pogodzić czas na naukę Średniego z czasem zabaw Młodego. Myślę, że remont to pewien symbol, wyznaczenia na nowo naszych granic: Najmłodszy opuszcza wreszcie naszą sypialnię [niestety, gdy wreszcie możemy non stop spać przy otwartym oknie, zaczynają się przepychanki....], z salonu znika wreszcie jego domowe biureczko, książeczki, samochodziki, pudełka i pudełeczka. Przestrzenie przeznaczone dla nas wreszcie stają się naszymi. Nooooo, teoretycznie... Nadal piżamka po kąpieli powinna czekać w salonie, nadal w salonie lądują tory, nadal rozkładane są komóreczki i książeczki. Za nami pierwszy, udany eksperyment: cała trójca udaje się do kina, sama. To znaczy nie sama, sponsorujemy bilety i popcorn, odprowadzamy pod salę [wraz  z moimi nerwowymi pytaniami: "Jasiu, nie chcesz teraz zrobić siusiu?" razy 300],  a potem z R udajemy się spokojnie na kawkę.

To wreszcie układanie sobie życia pomiędzy Wschodem a Centrum. Trzy dni: ja dla dzieci i domu, dwa wieczory dla... mnie. Moczenie nóg, dłubanie w nosie, czytanie, gadanie, spanie przy otwartym oknie... Narodziła się też Nowa Tradycja: mogę wreszcie zapraszać do siebie koleżanki i przyjaciółki na kolację i na pogaduchy. Te ostatnie, wtorkowe dosyć frywolne, chyba zmuszą mnie do postawienia kolejnej granicy, namacalnej: drzwi pomiędzy salonem a resztą mieszkania.... ;D

A co się dzieje podczas naszych spotkań? Ooooo, to temat na następny wpis!

13 komentarzy:

  1. Oj fajniusio tam u Ciebie :) U mnie niby luzik w przestrzeni mieszkaniowej, ale co z tego jeśli moje przekochane psiapsióły tysiące kilometrów ode mnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzielę z kurą niedolę odosobnienia. Na szczęście są samoloty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Droga A:)))
    Zazdroszczę Ci tych wieczorów tylko dla siebie.
    Dobrze,że nie mieszkamy daleko od siebie. Możemy się umówić , pogadać, poszaleć...To takie odświezjące, energetyzujące, bezwzględnie konieczne.
    Buźka:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Układanki/przekładanki chyba najwyraźniej Ci służą ;-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kuro Domowa, Beatto,

    ból na pewno to duży, gdy nie można ot, tak wpaść na kawę czy wypaść na zakupy... Ale na szczęście technika nam się rozwinęła, i lotnictwo :D Szkoda tylko, że tyle tanich linii likwiduje trasy z Polski w świat.......

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja droga B.,

    tak, te wieczory są potrzebne, każdej z nas. Nie mówiąc o naszych spotkaniach "face to face" :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zygzo,

    myślę, że tak. To właśnie było mi potrzebne!

    Ściskam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. ...Jakże cudne muszą być te dwa wieczory....zazdraszczam;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No wiesz, w sumie nie masz daleko..... ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Anullo, ja to jak już się zdesperuję to wsiadam w kolej, co to kiedyś ma być szybka (jak ją Hiszpanie zaprojektują) i się do Ciebie poturlam. Wsiądę do taksówki i powiem: wieź mnie pan do Anulli. :) hihi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ano, Kuro Kochana, się turlaj i doturlaj!!!!

    Ale nie taksisem, najpierw przejedź się cooooltowym metrem! A potem się zobaczy ;D Potem możemy podziwiać okoliczną faunę i florę, tudzież oddać się innym rozrywkom :D

    OdpowiedzUsuń
  12. ;) pozytywnie i dobrze :) powoli do przodu... cieszę się! Oby tak dalej... gratuluję tych granic... wyobrażam sobie jak bardzo są one ważne w domu z dziećmi...

    No i czekam na opowieści z TYCH wieczorów :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Mała Mi,

    tak, wyznaczanie granic jest potrzebne, ale "insza inszość", jak sobie z tym radzimy... A radzimy sobie różnie. Aaa, ta, ważne, że próbujemy!

    Opowieści będą, będą wktótce!

    OdpowiedzUsuń