Będzie króciutko, poniedziałkowo, po-weekendowo. Przeżyłam rano wstrząs. Pobudkę o 5.15... Młody wyjechał dziś do Gdańska na wycieczkę, a pociąg miał o nieludzkiej 6.53. Nie wiem, jakim cudem przygotowałam mu nieprzytomna kanapki, nie odnosząc przy tym ran ciętych ani kłutych. Baaa, nawet nie wiem, z czym mu te kanapki przygotowałam... A sprzątając pokój Młodego PÓŹNYM RANKIEM doszłam do wniosku, że Młody jest nieodrodnym dzieckiem swych rodziców [patologicznych zapominalskich:!] pod stertą gazet i książek odkryłam... aparat fotograficzny. Aparat fotograficzny, który miał zabrać na wycieczkę i do którego baterii co i rusz zapominaliśmy dokupić, aż udało nam się to wczoraj! Tacy byliśmy dumni, że pamiętaliśmy, żeby nie zapomnieć! I po co? Po co taki wysiłek mentalny???
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz