niedziela, 2 maja 2010

Znów przydarzył mi się jakiś dziwny splot przypadków... 

Wczorajszy poranek. Miotamy się po domu, usiłujemy zebrać się, zapakować do samochodu i udać się wreszcie do rodziców na grilla. Ja jak zwykle ostatnia [a jaka mam być, skoro ubieram pozostałą czwórkę, prasuję, pakuję...], ubrana, ale może jeszcze jakieś bijou? Spódnica w kwiaty, ale żadne kolczyki jakoś nie pasują... To może pierścionek? Od sześciu lat nie zakładam pierścionków, czyli od czasu gdy posiałam "nie wiadomo gdzie" przepiękny pierścionek z perełką, prezent od R. Teraz wpada mi w rękę zaręczynowy pierścionek i od razu staje mi przed oczami moment naszych zaręczyn, dwanaście lat temu, kiedy to R. zaskoczył mnie samym faktem oraz moją mamę, smażącą kotlety...  Nie, trochę przyciasny... Odkładam go.

Siedzimy u rodziców, wypatrujemy w niebo, kiedyż to przestanie padać. Nagle dzwonek do drzwi. Goście, goście, specjalni, z zaproszeniem na swój ślub. Ze stażem narzeczeńskim nieco krótszym niż nasz, bo pięcioletnim, w dodatku mają synka w podobnym wieku, co nasz Młody i w dodatku o tym samym imieniu!

Wieczorem oglądamy niesamowity film "Himalaje. Droga do Nowego Życia". To dokument pokazujący losy dwóch dziewczyn z krainy Zanskar, położonej w Himalajach na wysokości 5000 m. Jedna z nich oczekuje przybycie swojego narzeczonego, którego wybrali jej rodzice, druga zaś - jej przyjaciółka, postanawia uniknąć takiego losu i wybiera życie mniszki w klasztorze buddyjskim.

I tak właśnie myślę sobie, ileż mamy szczęścia, że możemy same o sobie decydować, iść własną wytyczoną drogą, nawet z tym człowiekiem, którego na początku rodzina nie zaakceptowała. I trwać z nim już dwunasty rok w nieustannym stanie narzeczeństwa.....




4 komentarze:

  1. Anullo, nawet jeśli kręta i pod górę to własna!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anullo - zgadzam się z przedmówczynią. My się z moim "bujamy" szósty rok. Narzeczeństwo krócej, ale to akurat nic nie zmienia.
    Wszystko zależy od tego, co Wy myślicie o tym permanentnym narzeczeństwie i jak Wam z tym. Nasze się ciągnie, ale z prozaicznych powodów. Oboje uważamy, że przyjdzie czas to stan cywilny się zmieni, prawnie usankcjonuje i takie tam biurokracje... a cała reszta - miejmy nadzieję - pozostanie taka sama.

    OdpowiedzUsuń
  3. Beatto,

    tak, masz rację, kręta, kręta, czasami mocno wyboista, ta wspólna droga, ale WŁASNA, dla mnie to najważniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuro,

    nam to nie przeszkadza, a rodzina.... tak mniej więcej od pięciu lat przy okazji świąt różnorakich nie zadaje pytanie: kiedy? No i znajomi: że w czasach, kiedy same rozwody wokół, dla odmiany by się na weselu zabawili ;)

    Kto wie, może kiedyś????

    OdpowiedzUsuń