Wczoraj byłam w miejscu, o którym myślałam, że noga ma, abnegatki w finansach, rozliczeniach i ... matematyce, magistra nauk humanistycznych, nigdy tam nie postanie. A jednak, nigdy nie mów: nigdy. I oto przybyłam. Zasiadłam w wielkiej, starej auli. Ladies and gentelmen! Szkoła Główna Handlu.
Otóż członkiniom Klubu Matek Miejskich udało się zapisać naszą dziatwę na kolejną edycję Ekonomicznego Uniwersytetu Dziecięcego. I wczoraj właśnie odbyła się inauguracja, dzieci dostały indeksy, złożyły nawet ślubowanie i rozpoczęły zajęcia na temat... podatków. Zaś starszyzna udała się - a jakże - na własny wykład: "Czy rodzic to trudny zawód?". Czyli znów nihil novi sub sole. Wyszłam z niego nieco rozczarowana, bo w sumie fajny temat, ciekawy, ale forma nie za bardzo, infantylnie momentami, niespójnie... Choć zaciekawiła mnie sama perspektywa spojrzenia (choć zbyt ogólnikowa) prowadzącej, z perspektywy pedagoga.
Młoda zaś po wyjściu oczywiście wszystko totalnie skrytykowała, że głupie zajęcia, że ona nie wie, o co tam chodzi, gadają tam jakimś dziwnym językiem. Ale, ale nie powiedziała, że tam już nigdy nie pójdzie, ciekawe... Może to i była poza jakowaś, w gronie kolegów, bo wieczorem, przed pójściem spać, przyszła do mnie i powiedziała, że musi jednak wydrukować sobie materiały i poczytać.
A że nic nie dzieje się przypadkiem, wczorajszy wykład potraktowałam jako wstęp do dalszego pogłębiania własnej wiedzy. Na pierwszy rzut idzie "Nietoksyczne rodzicielstwo" Roberta Firestone. A około godziny 16.30, po powrocie dzieci z przedszkoli i szkół, rozpocznę prywatną praktykę ;)
Otóż członkiniom Klubu Matek Miejskich udało się zapisać naszą dziatwę na kolejną edycję Ekonomicznego Uniwersytetu Dziecięcego. I wczoraj właśnie odbyła się inauguracja, dzieci dostały indeksy, złożyły nawet ślubowanie i rozpoczęły zajęcia na temat... podatków. Zaś starszyzna udała się - a jakże - na własny wykład: "Czy rodzic to trudny zawód?". Czyli znów nihil novi sub sole. Wyszłam z niego nieco rozczarowana, bo w sumie fajny temat, ciekawy, ale forma nie za bardzo, infantylnie momentami, niespójnie... Choć zaciekawiła mnie sama perspektywa spojrzenia (choć zbyt ogólnikowa) prowadzącej, z perspektywy pedagoga.
Młoda zaś po wyjściu oczywiście wszystko totalnie skrytykowała, że głupie zajęcia, że ona nie wie, o co tam chodzi, gadają tam jakimś dziwnym językiem. Ale, ale nie powiedziała, że tam już nigdy nie pójdzie, ciekawe... Może to i była poza jakowaś, w gronie kolegów, bo wieczorem, przed pójściem spać, przyszła do mnie i powiedziała, że musi jednak wydrukować sobie materiały i poczytać.
A że nic nie dzieje się przypadkiem, wczorajszy wykład potraktowałam jako wstęp do dalszego pogłębiania własnej wiedzy. Na pierwszy rzut idzie "Nietoksyczne rodzicielstwo" Roberta Firestone. A około godziny 16.30, po powrocie dzieci z przedszkoli i szkół, rozpocznę prywatną praktykę ;)
Moja Droga A.:)
OdpowiedzUsuńWspieram Cię duchowo w tej drodze do nietoksycznego rodzicielstwa.A zaraz potem Ty mnie wesprzesz??
Oooo, zawsze możesz na mnie liczyć!
OdpowiedzUsuńA to, jak sobie w praktyce "nieporadziłam", nawet na świeżo po lekturze, nadaje się na oddzielny wpis....
Moja Droga A.:))
OdpowiedzUsuńTrening czyni mistrza jak głosi stare przysłowie pszczół. Więc do przodu kochana , do przodu...:)))
Sciskam Cię mocno :)
Och, będę ćwiczyć opanowanie i "szklane oko"... Głęboki wdech i wydech, wdech i wydech....
OdpowiedzUsuń...twoja lewa ręka robi się cięzka, ciepła..twoja prawa noga...napnij- rozluznij..
OdpowiedzUsuńDzień dobry panie Schultz, dzien dobry panie Jacobson:)
Odsyłam do klasyków relaksu, he , he
Miłego :))
Bello, uśpiłaś mnie i nic już w domu nie zrobię!! ;)
OdpowiedzUsuń