środa, 14 października 2009

... jest cudnie!.....

Jestem jak dziecko. Bo dzisiaj chyba tylko dzieci cieszyły się z pogody za oknem.  Jeszcze nie spadły ostatnie kasztany z naszego kasztanowca, a tu śnieg... A ja - po dniu spędzonym w łóżku [tak, tak, marzenia się spełniają, choć nie zawsze tak, jakbyśmy chcieli...] - z przyjemnością wyszłam na krótki spacer. Wiatr wychłostał po twarzy, śnieg zmoczył włosy, ale wróciłam szczęśliwa.

A z marzeniami rzeczywiście trzeba nieco uważać. Niestety, wtorek okazał się Dniem Biednego Małego Misia.. Ale po raz pierwszy od bodajże 11 lat chorowałam w godnych warunkach. Po prostu w łóżku, po prostu w piżamie, po prostu śpiąc [i cierpiąc na zmianę]. NIKT ODE MNIE NIC NIE CHCIAŁ. Smsami koordynowałam tylko jutrzejszy Dzień Nauczyciela. I tak sobie chorowałam do 16.35. Bo o 16.35 nadciągnęła wataha... Wataha wbiegła z krzykiem na górę i stanęła jak wryta, po czym trzy razy musiałam odpowiadać na pytanie, czemu jestem w piżamie i szlafroku???? O tej porze????

Racja, do tej pory nie widziały swej matki chorej. Bo jak nawet była chora, to musiała być na najwyższych obrotach. Bo były małe, więc kto miał się nimi zająć? Bo przecież musiały zjeść, a kto miał ten obiad ugotować? Bo się nudziły, a kto miał z nimi poczytać książeczki lub ustawiać klocki?

Dlatego mogę rzecz, że doprawdy chorowałam wczoraj z przyjemnością.

2 komentarze:

  1. Kazdej Matce nalezy się taki wlasnie Dzien, nie Dzien Matki , nie Dzien Kobiet ale Dzien Luzu dla Matki , nie chcialabym nazywac tego dnia Dniem Matki Chorującej bo takich dni tak naprawde nie chcemy , nie???Pozdro Moja Droga A..

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, niech to będzie Dzień Luzu dla Matki, bo chorowanie w sumie, a szczególnie dłuższe, już przyjemne nie jest.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń