wtorek, 29 września 2009

No i rozpoczął się kolejny tydzień... Najpierw trzeba zatrzeć ślady po poprzednim, zrobić zakupy, by lodówka nie świeciła pustkami, obiecać sobie, że na pewno DZIŚ stanie się przy desce, że od dziś czas na odchudzanie...

Postanowienia... Już od kilku lat nie przy toaście noworocznym nie myślę o wielkich postanowieniach, które powinnam zrealizować w nadchodzącym roku. Po co?  Teraz już wiem, że planowanie wielkich, przełomowych wydarzeń frustruje, zniechęca, bo każde potknięcie w realizacji traktujemy jako porażkę.  "Podrzuć własne marzenia wrogom, może zginą przy ich realizacji". Ale nie nawołuję tu - broń Boże - do rezygnacji czy marzeń. Ja po prostu już wiem, że nie nadaję się do wielkich rzeczy... Hmmmm.... To znaczy, może się i nadaję, przecież nie wiem, co przyniesie mi życie, czy Nagrodę Nobla czy Oscara, czy Miss Pączka. Postanowiłam działać, ale powoli, małymi kroczkami, by się nie zniechęcić. Bo małe sukcesy zachęcą nas sięgnięcia po dalsze, kto wie, czy nie większe?

Zgodnie z teorią małych kroków do sukcesu: zrobiłam zakupy, poszłam do fryzjera, sprzątnęłam mieszkanie, uporządkowałam zabawki Młodego, wstawiłam dwa prania, wyjęłam z pralki dwa prania, zrobiłam obiad, wykonałam honorową rundę rowerem... Ufff... Czy mam się poczuć zwolniona z stania przy desce? Bez sensu...

Czy aby na pewno bez sensu? W piątkowej GW rozmowa z Sylwią Chutnik [kulturoznawczyni, pisarka, feministka, działaczka społeczna, DJka, współzałożycielka fundacji MaMa; more and more na jej blogu http://sylwiachutnik.blog.iwoman.pl] o jej najnowszym projekcie, czyli Koło Gospodyń Miejskich. Pierwszą "fazą" projektu jest badanie pod hasłem "Lista czynności domowych" - bo mówi się, że "gospodynie siedzą w domu", a co to tak naprawdę znaczy? Bo tak naprawdę z jednej czynności tworzy się dziesięć [np zrobienie prania oznacza: segregowanie, włożenie do pralki, wsypanie, proszku, dolanie płynu itp... itd...]. A już tak zupełnie NAPRAWDĘ chodzi o uzmysłowienie, jak jak bardzo praca domowa jest deprecjonowana i jak silna jest "stygmatyzacja" kury domowej, żeby "już nikt nie odważył się powiedzieć, że kobiety siedzą w domu. I że nic nie robią nic dla społeczeństwa. Bo pracując na rzecz swojej rodziny, dzieci, tak naprawdę pracujemy na rzecz społeczeństwa, naszego narodu [śmiech]".

Działania Koła Gospodyń Miejskich to także próba odpowiedzi na pytanie, co można zmienić w życiu kobiet, a także ile tak naprawdę kosztuje ich praca w domu. Wiecie, że istnieją badania [przeprowadzone w ramach 3letniej kampanii "Zrobione-Zapłacone"], a wynika z nich na przykład, że średnia wartość miesięcznej kobiecej pracy domowej w Polsce wynosi tyle, ile średnia pensja krajowa.

Nie będę już Was zanudzać streszczeniem, bo artykuł poruszył kilka innych, ciekawych tematów. Dodam tylko, że w ów piątkowy wieczór, gdy wróciłam do domu o 22giej, a w perspektywie miałam jeszcze upieczenie ciasta na jutro [bo obiecałam!!!], pomyślałam sobie, że na  zapowiadane spotkanie KGM "Czy naprawdę muszę upiec mazurka na święta", pójdę bezwarunkowo!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz